szukaj

niedziela, 13 maja 2012

Moje raje na ziemi



Widziałam wiele pięknych miejsc na Ziemi, ale niektóre z nich zapadły w mojej pamięci szczególnie.  To miejsca , których uroda, klimat i niezwykła energia sprawiają,że człowiek czuję się w nich silny,wolny i szczęśliwy, gdzie znikają wszelkie  problemy. Czyż nie tak wyobrażamy sobie raj? Oto kilka z takich magicznych miejsc.









 AUSTRIA- Tyrol (sierpień 2010)



Dotarcie do tego pięknego jeziora położonego pomiędzy alpejskimi masywami okupione było sporym wysiłkiem. Z przyjaciółmi, ścieżką górską postanowiliśmy dotrzeć tu na rowerach. Oj... było warto!



Odległość,którą pokonaliśmy nie była duża,ale dla kogoś,kto na rower wsiada cztery razy do roku i w dodatku ma astmę może być wyzwaniem. O trudach wszelakich zapomina się jednak szybko,gdy dookoła roztaczają się tak piękne widoki,a pogoda jest wprost cudowna. 
 

Po prawej stronie ścieżki, na wzgórzu swoją posiadłość ma znany niemiecki trener Beckenbauer-tylko pozazdrościć takiego miejsca.

W drodze do nieskazitelnie czystego jeziora nie ma żywej duszy. Co jakiś czas siadaliśmy na poboczu,by delektować się ciszą i panoramą Alp. Ja oczywiście z zachłannością korzystałam z malowniczych plenerów fotograficznych. 

Po dotarciu na miejsce śmiałkowie skorzystali z kąpieli w czyściutkim,ale niestety lodowatym jeziorze.Ja poprzestałam na schłodzeniu rozpalonego ciała zanurzeniem do pasa.

Dodatkową atrakcją tego miejsca były ryby,które żywo reagowały na jakikolwiek okruch wrzucany do wody. Kilkanaście 20 -30cm ryb praktycznie jadło z ręki. 

 





 CHORWACJA - Jeziora Plitwickie (sierpień 2011)



Wszystkie przewodniki po Chorwacji podają, że jedną z największych atrakcji turystycznych są tu Jeziora Plitwickie. Podczas wojaży po Bałkanach w sierpniu  2011 roku postanowiliśmy to sprawdzić.

Na dość dużym obszarze parku narodowego znajduje się kilkanaście jezior tworzących system Jezior Górnych i Jezior Dolnych.
Woda w różnych odcieniach błękitów i turkusów przelewa się do kolejnych jeziorek rzeczkami,strumykami i kaskadami.Wszystko to tworzy iście bajkową scenerię. Dodatkowo woda jest krystalicznie czysta i widać wszystko co w niej leży lub pływa. Największe wrażenie robią podpływające do brzegu ryby i to całkiem duże 40-50cm ,które czekają na jakąś karmę. Długość tych jezior to około 8 km,ale turystów w najciekawsze miejsca zawozi kolejka (przerobiona z ciągnika) i stateczek. Oczywiście można na pieszo dotrzeć do różnych pięknych miejsc,spędzić tu cały dzień i zrobić sobie piknik. Jeśli ktoś ma więcej czasu to wspaniałe rozwiązanie,przede wszystkim dlatego,że w miejscach,gdzie dociera transport jest masa ludzi.Poruszanie się po wąskich kładkach nad wodą zmusza praktycznie do chodzenia sobie po piętach i przestaje być przyjemne. Wystarczy odejść od głównych szlaków,by znaleźć ciszę i spokojnie poobserwować przyrodę. Podczas takiego odpoczynku w ustronnym miejscu znaleźliśmy ze Zbyszkiem istny skarb. Setki drobnych monet nie tylko z całej Europy,ale i świata leżały zagrzebane w ziemi pod naszymi nogami. Turyści pewnie  wrzucali je do jakiegoś jeziorka na szczęście,z którego ziemię przetransportowano na wzgórze na którym siedzieliśmy.

   
 CHORWACJA- Wyspa Pag (sierpień 2012)

Tej atrakcji nie mieliśmy w planie.W podróży to jest właśnie najpiękniejsze,czego się zupełnie nie spodziewamy. Trafiamy do miejsca,które sami odkrywamy i dziwi nas,że wcześniej nigdy o nim nie słyszeliśmy. Ogromnym zaskoczeniem był dla nas już sam wjazd na wyspę, pięknym mostem. Miejsce to tak nam się spodobało,że postanowiliśmy zostać tu na noc. 


Rankiem ruszyliśmy na wyspę z księżycowym krajobrazem. Przez kilkanaście  kilometrów jazdy prawie żadnej roślinności, tylko gołe, jasne skały, od których trudno było oderwać oczy. Po kilkunastu kilometrach kolejne zaskoczenie -kamienne pola. Spore działki, z wyschniętą ziemią i gdzieniegdzie wysuszonymi trawami otoczone murkiem z polnych kamieni. Po co? Czytałam gdzieś po powrocie ,że murek ma chronić przed wiatrami wysuszającymi glebę. Jadąc dalej od miejscowości Pad na zachód zachwycaliśmy się malowniczymi zatoczkami z mini plażami,wciśniętymi między skały. Przy jednej z nich schłodziliśmy nasze ciała w wodach Adriatyku. Piękno tej wyspy leży w jej surowości,na wyspie nie występuje nawet słodka woda. Jak dobrze,że po tak reklamowanej przez wszystkich komercyjnej wyspie Krk trafiliśmy właśnie tu.


CZECHY- Adrspach -Skalne Miasto (maj 2006 , maj 2007)
 

 
Po raz pierwszy dotarłam tu w 2006 roku z wycieczką zorganizowaną.



Niestety jak zwykle w takim przypadku bywa, człowiek jest ubezwłasnowolniony , ograbiony z  wolności i możliwości odkrywania. Postanowiłam podróż powtórzyć samodzielnie i rok później już bez przeszkód,  ze Zbyszkiem,plecakiem i aparatem wędrowałam własnymi ścieżkami.
          
Miejsce przecudnej urody,a nazwa Skalne Miasto jak najbardziej oddaje jego charakter.

 
Ogromne  100 metrowe  formy skalne, przybierają przeróżne kształty.Od naszej wyobraźni zależy co w nich ujrzymy. Oczywiście można skorzystać z gotowych pomysłów -nazw funkcjonujących w przewodnikach turystycznych ,ale po co. Wędrówka pomiędzy tymi kamiennymi gigantami dostarcza niesamowitych wrażeń. Pokonanie setek schodków w górę i w dół,przeciskanie się przez szczeliny,na pozór zbyt wąskie do przejścia, podziwianie skalnego miasta z punktów widokowych,czy pływanie łódką po tutejszych jeziorkach na długo pozostaje w pamięci. 

Sudety warto odwiedzić po obu stronach granicy. Po każdej z nich zaskakują swoim bogactwem kształtów i labiryntów.Adrspachskie Skały i  Góry Stołowe są piękne, po stronie czeskiej są jednak o wiele bardziej monumentalne.















   DANIA - Wyspa Christianso (lipiec 2009)



Wspominałam już w innym moim poście 

maleńkim  archipelagu    Ertholmene, kilkanaście kilometrów od Bornholmu. Wyspy  Christiansø, największej i najładniejszej w archipelagu na próżno szukać na mapie, ma około 700 x 400m


   

Podczas pierwszej wizyty na Bornholmie nie dane mi było dotrzeć na Christianso, nad czym mocno ubolewałam. Szczęśliwym jednak zrządzeniem losu,dzięki zdobyciu I miejsca w konkursie fotograficznym, otrzymałam darmowe bilety na prom. Znalazłam się więc nieoczekiwanie na tej duńskiej wyspie ponownie rok później i moje marzenia mogły się ziścić. Niezwykle sielski klimat tego miejsca sprawia,że podróż tu, jest przede wszystkim podróżą w czasie. Płynąc tu od strony Bornholmu można pomyśleć,że to jakaś makieta średniowiecznej osady. Przy bliższym poznaniu  jeszcze bardziej zachwyca.Wyspa jest żywym skansenem,na stałe mieszka tu stu Duńczyków. Zamieszkują oni głównie budynki dawnych koszar w pobliżu portu. Na dwóch oddalonych od siebie o 30m wyspach znajduje się tylko stara zabudowa. Spacer pomiędzy bastionem,więzieniem,basztą i starymi granitowymi domkami pozwala zapomnieć o cywilizacji,tym bardziej ,że nie ma tu ulic,samochodów, a nawet rowerów. Jedynie widok nowoczesnych łodzi w porcie sprowadza do rzeczywistości. Wystarczy odejść 200m od portu, by znaleźć się w zupełnie wyludnionym miejscu,na skalnej plaży. Trzygodzinny pobyt pozwolił na zajrzenie w każdy niemal zakątek, spacer wokół murów otaczających Christianso ,wypoczynek i kąpiel przy dzikiej skalistej plaży,zwiedzenie i obfotografowanie wszystkich tutejszych atrakcji. Trzeba przyznać,że wyspa jest niezwykle fotogeniczna. 













   IZRAEL- Pustynia Judzka  (kwiecień 2008)


To pierwsza pustynia, którą widziałam w życiu. Podczas krótkiej tu wizyty w drodze  z Jerozolimy nad Morze Martwe jakaś magiczna siła ciągnęła mnie do tych wypalonych słońcem pofałdowanych pagórków Pustyni Judzkiej. 


Wątpliwą atrakcją tego miejsca i powodem krótkiego postoju był symboliczny punkt wskazujący poziom,od którego mierzona jest bezwzględna wysokość na Ziemi. Gdy inni uczestnicy wycieczki podziwiali kamienną tablicę ustawioną przy asfaltowej drodze z napisem "poziom morza",ja odwrócona tyłem, ze wzrokiem  wbitym w malownicze pagórki walczyłam z myślami. Marzyłam o oderwaniu się od grupy i choć krótkim samotnym spacerze. Na hasło przewodnika "za 15 minut w autobusie" bez namysłu puściłam się pędem przed siebie. Po chwili byłam w biblijnej krainie. Żadne miejsce w całej Ziemi Świętej,jak to właśnie, nie było bardziej odpowiednie na spotkanie z Bogiem. Krajobraz nie wymagał nawet korekty wyobraźni.Cudowna chwila,choć zmącona nieco presją czasu.

 




 EGIPT-Góra Mojżesza (kwiecień 2009)

Podczas pobytu w Egipcie skorzystałam z wycieczki,jaką miejscowe biuro organizowało na Górę Mojżesza.
W grupie 20 obcych mi ludzi na czele z beduińskim przewodnikiem ruszyliśmy w zupełnych ciemnościach o 3.00 w nocy na szczyt. Na początku wyprawy przeniosłam się myślami do czasów biblijnych i wyobrażałam sobie  Izraelitów wędrujących tą drogą pod wodzą Mojżesza do Ziemi Obiecanej. Z każdym kolejnym kilometrem zaczynałam coraz lepiej rozumieć ich wątpliwości.


Wspinaczka w szalonym tempie narzuconym przez "naszego"beduina i moja astma  okazały się dla mnie trudem,którego zupełnie nie wzięłam wcześniej pod uwagę. Za 15$ uległam pokusie i dalszą część trasy pokonałam na grzbiecie biednego dromadera,długo jeszcze regulując swój oddech. Inwestycja może niehumanitarna była jedyną w tych okolicznościach drogą dla mnie na szczyt świętej góry. Wyrzuty sumienia uśmierzyłam pieszym podejściem na ostatnim etapie szlaku. Stromą,krętą ścieżką dotarłam po półgodzinnej wspinaczce na miejsce.Mimo sporej ilości ludzi miejsce i klimat naprawdę magiczny.
Obserwacja wschodzącego słońca w takim miejscu przyprawia o dreszcze z nadmiaru emocji. 
Pobyt na szczycie choć zbyt krótki (jak to na wycieczce zorganizowanej) na zawsze zapada w pamięci,jest przeżyciem metafizycznym, które trudno opisać.
Samo zejście ze szczytu, w dość szybkim tempie ,choć trwało ponad 2,5 godziny było naprawdę wielką przyjemnością. Widoki cudowne, pogoda słoneczna i cisza,czego chcieć więcej. W metafizyczny sposób zginęły gdzieś tłumy,które widziałam na szczycie. Podczas drogi powrotnej kontynuowałam w swojej wyobraźni                                                                                                  
historię wędrówki narodu wybranego, która trwała aż do wizyty w klasztorze 

św. Katarzyny.Na jego terenie,według tradycji chrześcijańskiej znajduje się studnia,przy której Mojżesz poznał swoją przyszłą żonę oraz opisany w Biblii krzew gorejący.











  


  

JORDANIA - panorama z GÓRY NEBO (styczeń 2011)


Góra Nebo dla Mojżesza była kresem 40-letniej wędrówki.   
Dotarłam tu zaledwie dwa lata po wizycie na Górze Synaj.
Na punkcie widokowym rozpościera się wspaniała panorama.    

Stojąc tu poczułam radość patrząc na rozciągające się dookoła pustynne pagórki ,z ledwo widocznymi na horyzoncie żyznymi obszarami Galilei i Morzem Martwym. Próbowałam sobie wyobrazić emocje,jakie mogły towarzyszyć Izraelitom,kiedy dotarli w to miejsce. Wspaniałe uczucie. Poza przeżyciami duchowymi,miejsce to dostarcza wielu doznań estetycznych. Trudno oderwać oczy od tego, na pozór monotonnego krajobrazu,widzianego niemal z lotu ptaka.







    JORDANIA-Petra (styczeń 2011)
Najbardziej chyba obfotografowane miejsce Jordanii. Można sądzić,że taka popularna atrakcja rajem być nie może.Pewnie w sezonie,kiedy tysiące turystów  przeciskają się wąskimi korytarzami widząc jedynie plecy  innych  to przyjemność wątpliwa.Ja jednak dotarłam do pustej Petry zimą. Miasto Nabatejczyków ukryte pomiędzy skałami wyłoniło się nagle i natychmiast oczarowało swą niezwykłą urodą.Pierwsza świątynia ,mimo iż dobrze znana z różnych widywanych wcześniej fotografii zrobiła na mnie spore ważenie. Wykuta w monolicie z niezwykłą dbałością o detale.




Ale to był dopiero początek zachwytów.Kolejne budowle-świątynie,pałace, teatr,groby - piękne,ogromne i zachowane w dobrym stanie tworzyły klimat,którego żadne zdjęcie nie odda. Najbardziej zaskoczył mnie ogrom tego miasta. 

Z miasta dolnego wspinaczka do części górnej trwała ponad godzinę.Co jakiś czas na drodze odkrywałam kolejne perełki architektoniczne ,ale przede wszystkim podziwałam cudowne krajobrazy, wielobarwne skalne półki, groty, szczeliny.Na szczycie góry,z której roztaczał się wspaniały widok był czas na samotną kontemplację,na zachwyt i wdzięczność losowi,że dane mi było tu dotrzeć.















    


  
     


    JORDANIA- Pustynia Wadi Rum (styczeń 2011)



Na terenie Jordanii pustyń nie brakuje,ale Wadi Rum  jest wyjątkowo malownicza. Swą niezwykłą urodę zawdzięcza granitowym i wapiennym  formacjom skalnym w odcieniach ochry. Pomiędzy nieregularnymi ostańcami,w płaskiej jak stół dolinie rozciąga się piaszczyste morze. Zachodzące promienie słońca nadają tej krainie jeszcze intensywniejsze odcienie czerwieni. 

 
Rajd mocno wysłużonymi  dżipami po pustyni jest niewątpliwą atrakcją.Podobnie jak w Petrze styczeń okazał się idealnym czasem na odwiedzenie tego miejsca. Brak tłumów,wiosenna temperatura i zachodzące słońce pozwala na rozkoszowanie się cudownymi krajobrazami. Można wspiąć się na jedną ze skał i z góry podziwiać  pejzaż pustynny , trochę porozmyślać.W takich miejscach łatwiej zajrzeć w głąb własnej duszy.                                            
 
Wyprawa na tę pustynię miała jeszcze jedną zaletę.Byliśmy tu jedyną,niezbyt liczna grupą i nikt nikogo nie poganiał.Wizyta u Beduinów (choć to atrakcja nastawiona na komercję), z którymi napiliśmy się herbatki  i posłuchaliśmy muzyki była miłym akcentem podsumowującym pobyt w tym niezwykłym miejscu.
    








POLSKA-Bieszczady




O urodzie tego miejsca nie trzeba jakoś szczególnie przekonywać. Myślę,że każdy kto choć raz był w Bieszczadach zakochał się w nich jak ja. Maj to idealna pora na wędrówki malowniczymi szlakami na Połoninę Caryńską,czy Wetlińską. Przy odrobinie szczęścia,które mi dopisało można nie spotkać żywego ducha,chyba że jakaś szkolna wycieczka zmąci panującą wszędzie niezwykłą ciszę.Soczysta zieleń jak dywan otula pagórkowaty teren pomaga uspokoić zmysły i naładować życiową energią nasze akumulatory. Myślę,że każdy zanim wyruszy w świat szukać własnych rajów,powinien zacząć wędrówkę od Polski,a Bieszczady powinny być  punktem obowiązkowym.


Dziewicze krajobrazy bez śladów cywilizacji, piękne kwiaty o tej porze roku i dość leniwie płynące  strumienie cudownie łaskotały moje zmysły i przeniosły mnie  do krainy idyllicznej.  


 





   POLSKA- Bałtyk 




30 lat temu Irena Santor śpiewała -"już nie ma dzikich plaż...", a ja twierdzę,że są i to całkiem spore, w dodatku nad naszym Bałtykiem. Na jednej z nich byłam w szczycie sezonu i podczas 5 godzinnego pobytu, brzegiem morza przespacerowały się może dwie pary. Mimo,iż należę do osób,którym nie łatwo usiedzieć w jednym miejscu bezczynność w takim miejscu w ogóle mnie nie męczy. Powiem więcej  uwielbiam to słodkie lenistwo, które ładuje moje akumulatory na wiele miesięcy.
 
Taka cudowna plaża jest  w okolicach Rowów, jednak by tam dotrzeć   trzeba się nieco natrudzić-kilka kilometrów brzegiem morza. Pokonałam tę  trasę na rowerze. Jakże cudownie było poleżeć na czyściutkim piasku,schłodzić się w morskich falach,potem znów nagrzać ciało na słońcu,zagrać w scrabble i mieć tę świadomość,że wokół nie ma nikogo.
 
Oszczędność form krajobrazu uspokaja i niesamowicie relaksuje. Ze wzrokiem utkwionym w morską otchłań aż po horyzont, siedzę zwykle jak zahipnotyzowana, odkrywając w sobie duszę dziecka.




                                                                                                               




MAROKO- plaża Legzira (styczeń 2012)



                                                     Kiedy z zachwytem oglądałam w Internecie zdjęcia tejże plaży nawet nie przypuszczałam ,że niespełna tydzień później będę po niej spacerować. To niesamowite uczucie,kiedy los płata nam takie niespodzianki. Cena dwutygodniowego pobytu w Maroku  spadła na tyle,że nieoczekiwanie znalazłam się w tym pięknym kraju. Wynajętym autem postanowiłam  dotrzeć do Plaży Legzira choćby nie wiem co i udało się i było piękniej niż na zdjęciach.





Temperatura wody i powietrza nie zachęcała mnie  zbytnio do kąpieli,ale spacer brzegiem morza pod kamiennymi mostami po delikatnym piasku był cudownym doświadczeniem . Brak turystów o tej porze  jest dodatkowym atutem. Zresztą w szczycie sezonu też pewnie nie docierają tu tłumy , bo z jednej strony miejsce leży daleko od znanych kurortów marokańskich ,a z drugiej strony jest ono blisko Sahary Zachodniej , obszaru oficjalnie będącego w granicach państwa, ale faktycznie wyjętego spod jurysdykcji władz Maroka i podobno dość niebezpiecznego.



    MAROKO- Góry Antyatlas i Atlas (luty 2012)




Południowe Maroko to kolejne miejsce na mapie świata, którego niezwykły pejzaż zapadł w mojej pamięci.  Podróż przez Atlas Średni to podróż do krainy cudowności.Góry zmieniają swe oblicze z każdym kolejnym kilometrem-raz przypominają nasze Góry Stołowe,innym razem gładkie , o rdzawym kolorze ogromne wzniesienia,albo gigantycznego śpiącego potwora.

Nie brakuje tu ścieżek prowadzących do ruin średniowiecznych osad,wydawałoby się niezamieszkałych od wieków.Przy krótkim postoju w takich dziewiczych na pozór miejscach nagle nie wiadomo skąd
pojawiają się ludzie,jak zjawy z przeszłości idą spokojnie ,wykonując swoje codzienne czynności nie zwracając uwagi na obcych.       



Na ogromnych półkach skalnych można dostrzec stojące kamienne trzewiczki lub inne zaskakujące przedmioty.Niezapomnianym obrazkiem są kozy na drzewach arganowca.Te sprytne zwierzęta chyba wyjątkowo w tym kraju sztukę akrobacji opanowały do perfekcji . Trudno zrozumieć jak na jednym kopytku może taka kózka stać nieruchomo na kawałku gałązki i obgryzać listki. Z punktów widokowych Atlasu tę rajską krainę można podziwiać godzinami.
 








   
  
 ŁOTWA-Bałtyk


 

Wybrzeża Morza Bałtyckiego są na Łotwie  o wiele bardziej dzikie i pozbawione jakiejkolwiek komercji.Nie widziałam tu kurortów,czy tłumów turystów.Za to z łatwością można znaleźć miejsca , gdzie przemierzając kilometry plaży nie spotkamy żywego ducha. Przyjazny brzeg i czysta woda zachęcają do kąpieli i słodkiego lenistwa.









Warto zatrzymać się w tym mało znanym Polakom kraju na dłużej,choćby po to by doświadczyć cudownej ciszyć, nacieszyć oczy widokiem dzikich plaż i poczuć tę niezwykłą więź człowieka z przyrodą,która daje poczucie szczęścia.















  
TURCJA -PAMMUKALE (lipiec 2010)
 
 
Pammukale to kraina,która oczarowuje od pierwszego wejrzenia. Miejsce to widoczne  z dużej odległości wprowadza pewien chaos wizualny. Na tle skalistych,brązowych  wzgórz porośniętych tu i ówdzie zielonkawą roślinnością  wyłania się nagle "ośnieżony stok". Biel "śniegu" kontrastuje z palącymi promieniami słońca i temperaturą ponad 40*C.  



Widok nieziemski,choć "śnieżny stok" okazuje się wapiennym wzgórzem misternie ukształtowanym przez przyrodę, a dokładniej nietypową w przyrodzie reakcją chemiczną na taką skalę. Gorące źródła bogate w związki wapnia i dwutlenek węgla spływając ze stoków schładzają się i tworzą nacieki osadzające się na wszystkich napotkanych przeszkodach. Powstały w ten sposób krajobraz tworzą liczne baseniki ,z których woda spływa do niżej położonych oczek wodnych,nieregularne kształty góry przykryte puchową pierzyną lub przypominające kalafior.

Aby spacerować po wapiennych dywanach trzeba zdjąć obuwie,czego skrupulatnie pilnuje ochrona parku. Pierwsze kroki stawia się ostrożnie w obawie przed poślizgnięciem, trudno się bowiem pozbyć przekonania,że to nie śliski śnieg,lecz wapień. Upał był tak duży ,że nie mogłam odmówić sobie przynajmniej schłodzenia ciała w jednym z basenów-wrażenie bezcenne ,choć z tutejszym regulaminem niezgodne. 










   
  TURCJA -KAPADOCJA (lipiec 2010)

 
Z jakąś magią kojarzyła mi się od zawsze nazwa Kapadocja,nawet wtedy,gdy nie miałam pojęcia gdzie jej szukać na mapie. Krótka wizyta do tej baśniowej krainy w Turcji wszystko wyjaśniła. Magia jest tu wszechobecna. Takich formacji skalnych nie ma chyba nigdzie na świecie. 
Na rozległym obszarze w tufowej skale przyroda stworzyła niezwykłe rzeźby: grzyby, słupy, domki krasnoludków,ślimaki i inne trudne do nazwania kształty.Niezwykłość rzeźb polega na dwuwarstwowości,czyli innym odcieniu dolnej i górnej  partii skały pochodzenia wulkanicznego.Trudno uwierzyć , że wszystkie te dzieła powstały na skutek erozji.


 





Jakby tego było mało w innym zakątku tej czarodziejskiej krainy można podziwiać dzieła będące wytworem człowieka. Największe wrażenie zrobiło na mnie całe podziemnie miasto wydrążone w miękkiej tufowej skale. Podczas najazdów chroniło się tu podobno kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Mimo pozornej plątaniny korytarzy,układ pomieszczeń był przemyślany i dobrze wentylowany. Na terenie Kapadocji takich miast jest ponoć wiele.


Nie zawsze jednak ludność tej krainy   musiała się ukrywać,stąd na powierzchni w skalnych słupach,stożkach i innych bryłach ludzie wydrążyli swe domostwa.Wyglądają one z daleka jak ruiny średniowiecznych  fortyfikacji. Z bliska,jak domy krasnoludków, z maleńkimi okienkami.
 W sąsiedztwie domków w okolicach Goreme poukrywane są między skałami małe kościółki  z pozostałościami bogato zdobionej polichromii w stylu bizantyjskim.Trudno zliczyć ile tych nietypowych perełek architektonicznych  jest poukrywanych między skałami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz